Oto obiecywany od długiego czasu artykuł o czerwcowych rewelacjach Edwarda Snowdena na temat amerykańskiej specsłużby NSA. Planuję napisać serię artykułów na ten temat, bo jest on wielowątkowy i w mojej opinii bardzo słabo omawiany w polskich mediach. Na porządku dziennym są podstawowe błędy rzeczowe (np. dotyczące wieku Snowdena, tego jak i kiedy zdobył ujawnione informacje czy tego od kiedy amerykańskie specsłużby moniturują świat) w największych polskich mediach i portalach (np. Gazecie Wyborczej, Na Temat.pl, TVN24.pl czy Tok.fm).
Miłej lektury i dziękuję za cierpliwość:
SNOWDEN UJAWNIA: NSA SZPIEGUJE WSZYSTKICH
Na początku czerwca doszło do największego wycieku informacji w historii National Security Agency (ang. NSA; Agencja Bezpieczeństwa Narodowego) – najpotężniejszej amerykańskiej specsłużby, która swoich tajemnic strzeże pilniej niż CIA. Oczy i uszy tej agencji tradycyjnie zwrócone są wyłącznie poza granice kraju – specjalizuje się w kryptografii, co pozwala jej np. odszyfrowywać zakodowane wiadomości dyplomatów albo przechwytywać komunikaty terrorystów. Agencja monitoruje także – na ogromną skalę – internet i połączenia telefoniczne. Zdobyte przez nią informacje lądują między innymi na biurku prezydenta w postaci sprawodzań wywiadowczych.
Jednak od 2001 roku, uprawnienia jakimi dysponuje NSA w ramach wojny z terroryzmem w coraz większym stopniu używane są do monitorowania tego co robią zwykli obywatele – na świecie i w granicach kraju. Wyciek informacji sprzed dwóch miesięcy rzucił światło na szereg ściśle tajnych programów realizowanych przez NSA monitorujących niemal wszystkie globalne drogi komunikacji. Mimo, że niektóre aspekty działalności agencji w Stanach były już znane, to jak daleko faktycznie sięga inwigilacja Amerykanów i reszty świata zaskoczyło wszystkich, łącznie z amerykańskimi kongresmenami – którzy w teorii mają nad tymi programami sprawować nadzór w imieniu wyborców.
Snowden: „Wyraźnym celem NSA jest monitorowanie wszystkich”
Demaskatorem okazał się Edward Snowden – 30-latek, który ma za sobą niemal dziesięcioletni staż w amerykańskim wywiadzie. Zaniepokojony „nadużyciami”, których był świadkiem, postanowił – jak mówi: „poinformować opinię publiczną o tym co się w jej imieniu robi, jak i o tym, co robi się przeciwko niej”.
Snowden, specjalista informatyk, który przez ostatnie cztery lata pracował dla NSA, od 6 czerwca ujawnia dokumenty (między innymi wnioski i orzeczenia tajnego sądu, opinie prawne jak i ściśle tajne prezentacje multimedialne), które podstępem wykradł agencji i wywiózł ze sobą do Hong Kongu. Dostęp do pokaźnej liczby tajnych dokumentów uzyskał pracując dla jednego z podwykonawców NSA – korporacji Booz Allen Hamilton.
„Wyraźnym celem NSA jest monitorowanie wszystkich”, powiedział 6 czerwca w wywiadzie dla Guardiana. Snowden opowiedział dziennikarzowi jak daleko sięgają zdolności inwigilacyjne agencji:
“Analitycy mogą w danym momencie inwigilować każdego, za pomocą dowolnego kryterium, gdziekolwiek na świecie. To, gdzie te rozmowy zostaną przechwycone zależy od zasięgu i uprawnień, które posiada analityk. Nie wszyscy analitycy mają pełny dostęp do wszystkich danych. Ale ja, siedząc za biurkiem, zdecydowanie miałem uprawnienia do monitorowania każdego – począwszy od twojego księgowego, skończywszy na sędzi federalnym albo nawet prezydencie, jeśli dostałbym osobiste zlecenie.”
Od czasu ujawnienia ściśle tajnych informacji, Snowden stara się uniknąć deportacji do USA, gdzie – jak uważa – czekać go może niesprawiedliwy wyrok i tortury. Aktualnie znajduje się w nieznanym miejscu w Rosji, od której otrzymał tymczasowy azyl. Pobyt w kraju Putina ma być jedynie przystankiem. Po tym jak administracja Obamy odebrała mu paszport, Snowden zmuszony jest oczekiwać na dokumenty, które umożliwią mu dalszą podróż. Nie jest jasne gdzie uda się Snowden lub kto przekaże mu dokumenty – takim krajem okazać się może np. Wenezuela, która wyraziła gotowość przyjęcia 30-latka.
Zapytany co zmotywowało go do tak zdecydowanych działań, powiedział: „Jestem zwykłym facetem, który siedzi dzień po dniu przy biurku, widzi co się dzieje i myśli: to nie my powinniśmy podejmować te decyzje, to opinia publiczna musi zdecydować czy te programy [inwigilacyjne] i taka polityka są dobre, czy nie. Ujawniam prawdę. To się naprawdę dzieje. Powinniście zdecydować czy to jest potrzebne.”
Z dokumentów wynika między innymi, że NSA w tajemnicy i wbrew konstytucji zbiera i przechowuje ogromne ilości danych na temat tego z kim, gdzie, kiedy i jak komunikują się Amerykanie. Istnieją też okoliczności, w których masowo czyta się i podsłuchuje rozmowy – zarówno internetowe jak i telefoniczne – osób niepodejrzewanych o żadne przestępstwo. Podobnej inwigilacji amerykańskie służby poddają resztę świata.
Co wolno NSA
Okoliczności w jakich analitycy NSA uzyskują dostęp do prywatnych wiadomości zwykłych obywateli nie są w pełni znane. Jednak dzięki dokumentom ujawnionym przez Snowdena i wypowiedziom urzędników NSA (między innymi podczas zeznań w amerykańskim Kongresie) na jaw wyszły niektóre procedury jakimi w monitoringu komunikacji kieruje się agencja.
Jedna z nich pozwala pracownikom agencji przeskakiwać o „trzy oczka” w przeszukiwaniu listy kontaktów „celu”, czyli osoby poddawanej monitorowaniu. Oznacza to, że agenci NSA uzyskują dostęp nie tylko do historii połączeń osób znajdujących się na liście kontaktów tej osoby, ale też do bilingów telefonicznych wszystkich, którzy kontaktowali się z osobami figurującymi na tej liście. Potem analitykom wolno przeskoczyć o jeszcze jedno „oczko”, czyli poddać monitoringowi wszystkie osoby znajdujące się w książkach telefonicznych osób, które kontaktowały się ze znajomymi „celu”.
Gdy założymy, że na liście kontaktów przeciętnej osoby znajduje się 40 pozycji, monitoring jednego podejrzanego może wiązać się z inwigilacją przeszło 2.5 miliona Amerykanów, jak wyliczyło Global Research. Biorąc pod uwagę, że w bazie danych „podejrzanych o terroryzm” figuruje przeszło 875000 osób (w tym tysiące Amerykanów), nie trudno wyobrazić sobie, że sieć zarzucona przez NSA mogłaby objąć wszystkich w obrębie kraju – dodaje strona. Taki sam mechanizm „trzech oczek” obowiązuje podczas analizy danych internetowych – w przypadku emaili przeglądanie listy kontaktów ma odbywać się na tych samych zasadach. Nie jest do końca jasne jak wygląda to w przypadku historii odwiedzonych stron. Niektórzy publicyści sugerowali, że monitorowanym można być poprzez np. częste odwiedzanie tej samej witryny co ktoś figurujący na liście podejrzanych.
Najwięcej kontrowersji wywołały informacje, że NSA masowo inwigiluje zwykłych Amerykanów – co zabronione jest przez konstytucję . Według dokumentów, które widział Guardian, NSA od „conajmniej dekady” masowo przesiewa zapisy komunikacji internetowej, w których jedna ze stron znajduje się na terenie Stanów Zjednoczonych.
Wprowadzone niedawno innowacje aktualnie pozwalają NSA na analizowanie conajmniej 75% danych płynących przez kable internetowe. Agencja zbiera i przegląda ogromne ilości danych zawierających rejestr komunikacji internetowej (w tym emailowej) – czyli kto, do kogo i skąd pisał – oraz internetowe numery identyfikacyjne IP (za pomocą którego uzyskać można np. listę odwiedzanych stron lub haseł wpisanych w wyszukiwarkę).
Na światło dzienne wyszły też protokoły na podstawie których analitycy NSA podejmują decyzję, czy wolno im bez nakazu sądowego monitorować dany „cel”- teoretycznie poza zasięgiem agencji znajdować się mają obywatele Stanów Zjednoczonych i ci przebywający na terenie kraju (do tego potrzebna jest zgoda sądu).
W praktyce analitycy muszą mieć tylko 51% pewności, że podsłuchiwany nie jest Amerykaninem bądź nie znajduje się na terenie kraju by można było uznać go za „cel” i inwigilować. By podjąć decyzję o obywatelstwie i miejscu przebywania podsłuchiwanego, analityk wykorzystać ma wszystkie informacje do jakich ma dostęp – w tym treść rozmów przeprowadzanych przez niego rozmów telefonicznych i internetowych. Zdobyte tą drogą informacje – jeśli analityk uzna, że są przydatne – są przechowywane do dalszego wykorzystania.
Podsłuchiwać i przechowywać rozmowy Amerykanów wolno im też, jeśli spoza granic USA kontaktuje się z nimi obywatel innego kraju. Korzystając z tak mało restrykcyjnych wytycznych, NSA siłą rzeczy zbiera i przechowuje ogromne ilości informacji na temat osobistego życia milionów Amerykanów. Pracownikom NSA na szkoleniach mówi się, że „przypadkowe” przeglądanie prywatnych danych Amerykanów „nie jest powodem do zmartwień”.
W ostatecznym rozrachunku, obecny stan prawny mimo wszystko umożliwia NSA masowe szpiegowanie zwykłych Amerykanów – co jest wbrew konstytucji.
Niektóre dokumenty ujawnione przez Snowdena ukazują konkretne aspekty operacji inwigilacyjnych NSA i udziału firm telekomunikacyjnych i internetowych w tym procederze.
Agencja wie kto, do kogo, kiedy, skąd, dokąd i na jak długo dzwonił
Jak potwierdził jeden z dokumentów, znaczącą rolę w działaniach amerykańskiej specsłużby odgrywają giganci telekomunikacyjni: Verizon, BellSouth i AT&T, którzy od wczesnych miesięcy 2001 roku umożliwiają NSA gromadzenie wszystkich danych przepływających przez ich kable światłowodowe. Dzięki tej współpracy, agencja zbiera i przechowuje parametry niemal wszystkich rozmów telefonicznych na terytorium USA: kto, do kogo i kiedy wykonał połączenie, jak długo trwała rozmowa i gdzie znajdowali się uczestnicy.
Pierwszym dokumentem jaki opublikował Snowden był nakaz dotyczący właśnie tego aspektu monitorowania, wydany przez tajny sąd FISC, który zobowiązywał amerykańskiego giganta telekomunikacyjnego Verizon do przekazania NSA „danych telefonicznych” wszystkich klientów.
Dokument, który ujawnił Snowden, potwierdza, że pratyki o które podejrzewano agencję już w 2006 roku rzeczywiście miały miejsce. Mark Klein, pracownik firmy telekomunikacyjnej AT&T, natknął się wtedy na tajne pomieszczenie w siedzibie firmy w San Fransisco. W pokoju znajdowały się kable, przez które płynęły informacje zawierające m.in. parametry wszystkich połączeń jakie wykonywali klienci tej firmy.
W pokoju 641A, kontrolowanym przez NSA, pod kable podłączono aparaturę, która kopiowała wszystkie te dane i wysyłała je na serwery agencji. Po obejrzeniu schematu instalacji, Klein zdał sobie sprawę, że przez infrastrukturę do której podłączyły się specsłużby, oprócz danych telefonicznych (z prędkością nawet 2.5 Gigabitów na sekundę) przepływały też ogromne ilości plików internetowych – w tym odwiedzanych stron, wysyłanych wiadomości, zdjęć – należących nie tylko do klientów AT&T, ale do wszystkich użytkowników internetu.
“Zgarniali wszystko jak odkurzacz. NSA zbiera wszystko. To są główne kable, przez które płyną nie tylko dane klientów AT&T, ale dane wszystkich.” – mówił Klein.
„Byłem przerażony. Kopiują cały internet. Nikt tutaj w niczym nie przebiera. Być może wybierają konkretne dane na późniejszym etapie, ale w punkcie przejęcia zbierają wszystko.” Klein odkrył też, że NSA zawarło umowy o przekazanie danych nie tylko z AT&T – ale z ponad dwunastoma dostawcami telekomunikacyjnymi na świecie.
Microsoft, Google, Skype, Facebook i inni też współpracują z NSA
Szerokim echem w mediach odbiły się ujawnione przez Snowdena dowody na to, że korporacje internetowe pomagają NSA w inwigilacyjnych eskapadach. 30 latek przekazał gazetom tajną prezentację multimedialną z kwietnia tego roku, która opisywała szczegóły programu o kryptonimie PRISM (ang. Pryzmat). Z prezentacji wynika, że giganci internetowi tacy jak Google (które jest właścicielem YouTube i GMail), Apple, Microsoft (który ma Skype i Hotmail), Yahoo i Facebook, umożliwiają NSA zbieranie ogromnych ilości niezwykle prywatnych danych znajdujących się na ich serwerach.
Kluczowe informacje na temat programu wciąż nie są do końca znane – sam program był tak tajny, że niektórym firmom nie wyjawiono nawet jego nazwy. Istnieją różnice w sposobie w jaki poszczególne media opisują jego zasięg, cel i to, jak działa. Korporacje wymienione w dokumencie kategorycznie zaprzeczyły niektórym doniesieniom. Ale według fragmentów prezentacji opublikowanych przez media, rozpoczęty w 2007 roku program PRISM pozwala NSA na pobieranie e-maili, zdjęć, rozmów głosowych, filmów i szeregu innych prywatnych plików „bezpośrednio” z serwerów tych firm.
Według Washington Post, korzystanie z programu PRISM z poziomu agencji polega na wpisywaniu tzw. „selektorów”, czyli haseł. Hasła te pozwalają namierzyć w ogromnych bazach danych informacje, które interesują osobę siedzącą przy agencyjnym komputerze (te niezwykle obszerne bazy danych zawierają m.in. parametry i treść rozmów odbywanych w internecie). „Selektory” mogą przyjąć postać np. określonego miejsca na świecie, konretnego sposobu komunikacji lub – jeśli pracownik szuka rozmów na konkretne tematy – wyrazów i ich kombinacji. Lista selektorów, których używa NSA jest jednym z najściślej chronionych sekretów agencji. Z opisów programu znajdujących się w dokumentach można wywnioskować, że PRISM przypomina wyszukiwarkę internetową. Z tą różnicą, że zamiast listy wyników składającej się ze stron odpowiadającym hasłom wpisanym w wyszukiwarce, agentowi pracującemu z tym systemem ukazywały by się wszystkie komunikacje przechwycone przez NSA odpowiadające „selektorowi”, który wpisano.
Bazy danych PRISM, oprócz ogromnej ilości internetowych rozmów wideo i audio, przechowywać mają też emaile, filmy, zdjęcia, transfery plików oraz historię korzystania z internetu – w tym zalogowań i aktywności na portalach społecznościowych. Jednym z cennych dla analityków NSA źródłem jest Skype – w 2012 zanotowano 248% wzrost w inwigilowaniu użytkowników tej usługi.
Według informacji zawartych w ujawnionym dokumencie, aż jedno na siedem sprawozdań wywiadowczych zawdzięczane jest programowi PRISM. Jak zauważyła redakcja Washington Post, oznacza to, że program musi zbierać ogromną ilość danych. Ilość wszystkich przechwyconych rocznie rozmów służących piszącym sprawozdania jako główne źródło informacji mierzy się w trylionach.
Osobna porcja dokumentów dotyczy bezpośrednio Microsoftu. Jak się okazuje – firma Billa Gatesa z niechlubnych powodów wyróżnia się na tle innych korporacji. Chętnie ułatwia specsłużbom – NSA, CIA i FBI – uzyskiwanie dostępu do danych swoich użytkowników. Brytyjski Guardian – którego dziennikarze widzieli dokumenty – opisał współpracę Microsoftu z wywiadem jako „daleko idącą i ciągłą”. Firma Billa Gatesa miała nie tylko znaleźć sposób na przechwytywanie video-rozmów w Skype, ale zapewniła też agencji dostęp do danych użytkowników swojej strony Outlook.com (co polegało na przekazaniu swoistych „kluczy” do wirtualnych sejfów) na dwa miesiące zanim wypuszczono ją na rynek. Współpraca miała też obejmować ułatwienie przechwytywania rozmów z usługi czatowej na tej samej stronie, jak i wspólne działania w celu zminimalizowaniu trudności, jakim agencja musi sprostać by w pełni zinfiltrować usługę mailową Outlook. Aktualny slogan reklamowy firmy brzmi: „Twoja prywatność to nasz priorytet”, z przekąsem zauważył Guardian.
Snowden ujawnił również informacje o:
Amerykańskich operacjach szpiegowskich wymierzonych w Europejskich dyplomatów,
Zatwierdzeniu przez Obamę szeregu cyberataków na Chiny,
Programie „Boundless Informant”, który porządkuje w skali globalnej wszystkie informacje zebrane przez NSA,
Brytyjskiej służbie GCHQ – odpowiedniku NSA – i ich ścisłej współpracy z amerykańskimi służbami, która może być używana by ominąć nałożone na służby ograniczenia co do szpiegowania własnych obywateli,
Bliskiej współpracy NSA z Europejskimi specsłużbami – między innymi dzieleniu się z nimi technologią,
Tajnym sądzie FISC (Foreign Intelligence Surveillance Court – Sąd ds. Nadzoru nad Działalnością Wywiadowczą) i jego ściśle tajnych orzeczeniach,
Tajnym do 2006 programie szpiegowskim Stellar Wind zaleconym przez Busha niedługo po atakach z 11 września.